"Brouart i nieporządek"
Tragikomedia? Zapewne tak. Autor gotów jest swoją sztukę zaliczyć do kategorii utworów tzw. "czarnego humoru", oczekując jednak, że widz dostrzeże w niej szersze zamierzenia także intelektualne.
Claude Aveline'a pasjonuje psychologia, ludzkie przeżycia i doznania, gnębi go także tajemnica życia i śmierci, pewne zjawiska, które do dziś nie całkowicie wyjaśniła nauka, a które przecież istnieją - coś, co potocznie określa się jako przeczucia, czy umiejętność posługiwania się którymś kolejnym, a nie będącym w powszechnym posiadaniu, zmysłem. Autor nie lubi też wyraźnie pewnego typu ludzi, tych właśnie, dla których wszystko jest zupełnie proste, którzy swoje postępowanie wtłaczają w pewien schemat - w ich odczuciu triumfować muszą prawdy oczywiste, takie na miarę ich rozumu i ich poczucia sprawiedliwości. Aveline, pisarz wytrawny, znakomity eseista, buntuje się przeciw temu - ten bunt wyrażać ma właśnie "Brouart i nieporządek". Sztuka ta zbudowana na zasadzie sensacyjnej tragikomedii,której walorem jest doskonały, błyskotliwy dialog - potrafi wciągnąć, ma miejsca, w których budzi zaciekawienie, wywołuje pewne napięcie, w innych - jej rytm i konstrukcja wyraźnie się załamuje. Zamierzenie autora, by absurdalne dowody sprowadzić do absurdu, jest przeprowadzone konsekwentnie, tylko w finale, nie daje to nam szczególnego ukontentowania. Cóż tu bowiem więcej ponad naszą osobistą wiedzę o zróżnicowaniu gatunku ludzkiego, w którym prawo egzystencji maja także i strażnicy więzienni, w miarę służbiści, w miarę ograniczeni, pełni wiary, że ci ferujący wyroki zawsze mają rację. Brouart jest tym co prawda strażnikiem prawa, pomagającym sprawiedliwości, zgodnie z prymitywnym kodeksem zasad moralnych, który głosi, że za śmierć płaci się śmiercią. Jego butę, pewność siebie, ograniczenie - warto wyśmiać, to pewne, pewne jest również, że każdy człowiek, nawet ten najbardziej ograniczony ma wiele cech ludzkich, wiele własnych słabości. Taki jest właśnie Brouart - takiego go gra, znakomicie zresztą Zbigniew Zapasiewicz, tworząc typ człowieka osadzonego w rzeczywistości, będącego tej rzeczywistości jakimś przecież przedstawicielem.
Znakomita rola Zapasiewicza jest poważnym walorem spektaklu - wokół niego koncentruje się nasze zainteresowanie, szczególnie zresztą w pierwszej części przedstawienia. W drugiej Zapasiewicz musi wygłosić długi i niezbyt przekonywający monolog, robi to koncentrując zresztą wszystkie swoje umiejętności, jeżeli przy tym nie znajduje całkowitej aprobaty, nie jego to raczej wina.Przedstawienie Teatru Dramatycznego przygotowane starannie, rozegrano w tempie nieco przywolnym, jak by nie uznając praw gatunku sztuki o sensacyjnym wątku. Reżyser spektaklu, Andrzej Szczepkowski, pomny zapewne sukcesu na tej scenie "Wizyty starszej pani" (nie można się bowiem oprzeć i takim porówaniom) nadał sztuce Aveline'a rozmiar i rozmach sprawy wiele znaczącej. Świadczy o tym najlepiej scena finałowa, rozegrana na wygaszonych światłach, w których Brouart usprawiedliwia i wyjaśnia swój czyn, oczekując od nas chyba zrozumienia swoich racji. Nie wszystkich chyba przekonuje i tak jest znacznie lepiej,
Zapasiewiczowi w tym przedstawieniu partnerują: Zygmunt Kęstowicz w roli zastraszonego i zahukanego strażnika Chabri, Maciej Borniński, jako Pouzin, skazaniec, człowiek o dodatkowym zmyśle. Nerwowego i fanatycznego obrońcę gra Mieczysław Voit, a dyrektora więzienia - Stanisław Sródka. Funkcjonalną i interesującą scenografię zaprojektował Wojciech Sieciński. Dobrze brzmiący przekład jest dziełem Romany Szczepkowskiej.